wtorek, 19 listopada 2013

No Team się rozrasta

Uwaga, uwaga Proszę Państwa! Do NO teamu dołączył nowy członek. Póki co ma dwa miesiące, jest czarny i kosmaty. Leje gdzie popadnie i je ogromne ilości moczonych chrupków. Ma dar pojawiania się pod nogami, gdziekolwiek by nie był ułamek sekundy wcześniej. Ma w sobie tyle uroku, że ktokolwiek go zobaczy to się w nim zakochuje. Waży już 1975 gramów chociaż zupełnie nie wygląda na tyle. Najwidoczniej to jego energia i moc i energia tyle ważą.
Dzisiaj okazało się, że warczy i szczeka (oszczędnie). Tutaj dokumentacja.




czwartek, 14 listopada 2013

KOszmar, masakra, porażka, potworności...

Jestem zamordowana przez mojego konia. Uwalona na ryju. Niemożliwością było dopchnięcie jej zadu. Wściekająca się na wszystko i wszystkich wokół. Pędząca. Wyciągająca mnie z siodła. Brykająca. Kopiąca na boki. Szczerząca się na inne konie. Ładująca się w przeszkodę. Ponosząca. Wypadająca łopatka. Jedna z najgorszych jazd EVER!

Właściwie to płakać mi się chce. Poczuła smak lekkiej roboty pod Moniką i mam za swoje. Gdy zaczynam wymagać cokolwiek więcej to mam jeden wielki bunt. Jazda na słabym kontakcie z Moniką poskutkowała uwalaniem się na wędzidło.

Jutro Monika jeździ pod moim okiem i musimy dopracować kontakt. Muszę zwrócić uwagę by nie pozwoliła Norce się chować za wędzidło. Oj nie będzie lekko.

Jestem wykończona. Mam oczywiście plan korekcji, ale nie wiem czy to przeżyję :D


niedziela, 10 listopada 2013

Ach jak cudownie...

Jak fantastycznie jest wsiąść na konia w taki piękny dzień jak dziś. Świeciło słoneczko, było kilkanaście stopki, a ja szalałam sobie na łące.

Konina znowu miała problem z oparciem na wędzidle, ale odpracowałam to i potem była rewelacyjna. Pracowałam z nią kilkanaście minut na przejściach ale z położeniem nacisku na stęp zebrany. Niestety wtedy najczęściej próbuje się chować za wędzidło, traci kontakt, spina się, w końcu zaczyna caplować. Każda mocniejsza łydka prowokuje ją do zakłusowania. Jednak spokój i powtórzenia doprowadziły do tego, że szła tańcząc pode mną grzbietem.

Niestety rozpirzone są przejścia na kontakcie. Tu z kolei nauczyła się wychodzić nad wędzidło. Koszmar! Przez to grzbiet się zapada, a przejścia są z mało zaangażowanym zadem. Nieco pomagają cofnięcia. Zatrzymanie robi wtedy jak trzeba, oparta. Ale rusza wyrywając łeb w górę. Tu niestety pokutuje brak kontaktu u Moniki. Mam nadzieję, że teraz gdy mam więcej czasu na swoje jazdy, odpracuję to i będzie jak należy.

Konina złapała kondycję, a słońce i przestrzeń nastroiły ją do szaleństw. Była wyrywna do roboty, do pędzenia. Zamieniłam to w ruch do przodu. robiła świetne chody boczne. Była jak z gumy. Nie przeszkadzały jej absolutnie ani trawa ani błoto ani nierówności. Zagalopowania rewelacyjne! Gorzej było z przejściami do kłusa. Gdy się rozpędziła to ciężko ją było zatrzymać. Jednak dużo ćwiczeń i zmian spowodowały, że chętniej przechodziła do kłusa. Ma niestety tendencje do usztywniania się, ale jest już coraz lepiej. Jest szansa na płynne przejścia w rozluźnieniu.

Słabo reagowała w galopie na łydkę do zaokrąglenia. Niezależnie, czy galop był w pełnym siadzie czy w półsiadzie, Nora była na nie.

Na koniec roboty przekłusowałam ją na luźnej wodzy, a potem poczłapałyśmy na spacer w najdalsze zakątki pastwisk i łąk. Jakie było moje zdziwienie, gdy kilkadziesiąt metrów od nas poderwały się do lotu żurawie. Odleciały kilkanaście metrów i usiadły. Jednak gdy przypatrzyły się nam, że jednak nie jesteśmy łosiem, postanowiły zdezerterować całkowicie.

Spacerek był przyjemny, potem jej poluzowałam popręg, zsiadłam i pozwoliłam popaść chwilę. Potem do stajni, rozsiodłanie, marchewki i poszłyśmy na trawę w drodze na halę. A na hali poprosiłam ją by się położyła. Wiedziała, że mam dla niej marchewkę jeszcze. Położyła się raz jak należy, ale potem zaczęła kombinować. Bo przecież zawsze raz jej każe się kłaść. I dlatego właśnie dzisiaj położyłam ją drugi raz. Machnęła się na glebę jak wariatka. Aż łupnęło. Zadowolona poszła jeszcze na trawę, właściwie resztki trawy. I na padok.

Ach, och... no fantastyczna dziś była jazda.

poniedziałek, 4 listopada 2013

Miękka/lekka ręka i żucie z ręki

Dzisiaj z Moniką w planie miałam przerobić żucie z ręki. Monika rozprężyła konia, wsiadłam i pokazałam co i jak. Nora pięknie zaprezentowała żucie w stępie, kłusie i galopie. Przyszedł czas na Monikę i okazało się, że mimo wielu lat jazdy i trenerów, nie potrafi wyczuć konia. Jest problem z odpowiednim kontaktem, ale najważniejszą kwestią jest nieumiejętność natychmiastowej reakcje na sygnały wysyłane przez konia.

Dlaczego robimy żucie z ręki? Aby rozluźnić konia, uruchomić grzbiet, poszerzyć wykrok.

Jak robimy? Zasadniczo robimy półparady (jedną lub dwoma wodzami naprzemiennie). Tu podkreślam, że wszystko musi być poparte solidnie łydką by koń nie stracił pary. Gdy koń nie idzie do przodu aktywnie, to półparada jest na nic. Dopychamy konia na wędzidło i zachęcamy go by szukał oparcia na wędzidle w dole.

Cały trik polega na tym, aby w odpowiednim momencie (no bo w jakim niby), zluzowac koniowi wodze na tyle by pozostał na kontakcie, ale obniżył głowę. Gdy odpuścimy za dużo, koń straci zebranie, oparcie i rozciągnie się. Grzbiet przestanie pracować, wykrok się skróci. Gdy nie odpuścimy, koń nie zrobi żucia, które przecież polega na obniżeniu. A by dac mu na to szansę, musimy zrobić mu miejsce wydłużając wodze.

Momentami Nora dziś opierała się na wędzidle jak trzeba, ale po chwila traciła oparcie na wędzidle. Dlaczego? Bo Monika opuszczała dłonie co powodowała wydłużenie wodzy. Koń tracił oparcie. Szukał wędzidła, po czym próbował się na nim oprzeć, jednak przy tym zdążył się rozwlec.

Drugim błędem Moniki było to, że prostowała rękę w łokciu, znowu oddając zbyt wiele wodzy i koń tracił kontakt.

Odpowiedni moment na wydłużenie wodzy to taki moment, gdy czujemy że koń podnosi grzbiet, obniża głowę, mięśnie szyi są napięte, a szyja obniża się. Koń mocniej opiera się na wędzidle i wtedy ciut ciut upuszczamy wodzy. Tyle, żeby koń opuścił łepek jakby chciał tropić, ale nie tracimy kontaktu. Jeżeli idealny kontakt dla naszego konia to 30 gram, to po dopchnięciu konia na wędzidło i skróceniu go półparadą mamy 60 gram. I wtedy jadąc konia aktywnie do przodu, robiąc delikatną półparadę wypuszczamy odrobinę wodzy. Ile to odrobina? To już kwestia konia. Mnie zwykle trafiały się konie, dla których wystarczające było 1-1,5 cm. Nora, która zna żucie z ręki potrafi opuścić głowę w odpowiedzi na półparadę tak bardzo, że muszę wypuścić 5 i więcej centymetrów wodzy.

Zatem by nie zepsuć sobie roboty pilnujemy by nie robić koniowi wypinacza z wodzy. Nie opuszczamy dłoni poniżej kłębu. Nie oddajemy całkowicie wodzy i pilnujemy by koń szedł aktywnie.

I kilka słów na temat lekkiej/miękkiej ręki. Sporo o tym pisze dr Miller, zasadniczo jest to natychmiastowa reakcja na sygnały wysyłane przez konia. Jak się tego nauczyć? Ćwiczyć, ćwiczyć, ćwiczyć. Na różnych konia. Aż uda się wyrobić odruch lekkiego oddania wodzy na sygnał konia, że chce obniżyć głowę. Dotyczy to również reakcji konia na wszelkie pozostałe sygnały. Robimy zatrzymanie, przytrzymaliśmy konia na wodzy. Reaguje, więc dajemy koniowi luz, komfort. W ten sposób koń, zaczyna kojarzyć, że po chwili niewygody (działanie wędzidła na dziąsła i kąciki pyska), jego reakcja na sygnał powoduje zluzowanie bądź wydelikacenie pomocy (nie zawsze można wodzę oddać całkowicie bądź na tyle, by dać koniowi pełny komfort).

Lubię żucie z ręki. Lubię to uczucie gdy siodło unosi się o kilka centymetrów, gdy Nora unosi grzbiet. Uwielbiam to uczucie gdy cały jej grzbiet tańszy, idzie żwawo i chętnie wyciąga się w dół.

wyższa szkoła jazdy, to w takim ustawieniu z nosem przy ziemi, wykonywać elementy ujeżdżeniowe (koła, wolty, przejścia). Bardzo dawno nie wykonywałam tych elementów i to jest plan na środę.