Jeden z najwspanialszych dni z moim
koniem!
Kilka dni temu
konina została ugryziona przez innego konia kilkanaście centymetrów za kłębem. Żadnego
siodła, żadnego pasa do lonżowania więc jak tu trenować. Oczywiście, nie
stanowi to dla nas problemu. Jednego dnia wzięłam ją na spacer na trawę,
poprzesuwałam ją, położyłam. Wymiziałam.
Kolejnego dnia
popracowałam z nią na linie. A dzisiaj postanowiłam zaszaleć i połączyć przyjemne
z pożytecznym. Miałam w planie wieczorem bieganie, ale czemu by nie zaszaleć i
pobiegać z koniem. Jak przyjechałam to stała już w boksie. W miarę czysta, więc
dopucowałam ją, założyłam kantar sznurkowy, linę i wzięłam bacik. I poszliśmy
tak jak zwykle maszerujemy w teren. Konina szła grzecznie ale była nieco
zaskoczona. W takiej konfiguracji to tej trasy nie pokonywała. Miała tendencje
do ciągnięcia się za mną. Pilnowałam więc by szła równo ze mną, nos w nos. Czasem
musiałam ją puknąć bacikiem gdy nie reagowała na komendę głosową. Potem
wystarczyło unieść bacik nad zad. Szłam dość szybko, tak że konina musiała
mocno wyciągać nogi by nadążyć. Momentami podkłusowywała. Potem zwalniałam
ledwo idąc do przodu, a ona się pilnowała by nie wyjść przede mnie. Śmiać mi
się do tej pory chce jak przypomnę sobie wyraz jej pyska. Była taka skupiona i
skoncentrowana. W lesie zaczęłam biec. Ale się zawijała kłusikiem. Momentami
biegła z tyłu gdy było wąsko na nas dwie, a tak to zasuwała obok. Bardzo
uważnie pilnowała tempa i tego by na mnie nie wpaść.
Taka jestem czujna i uważna |
Miałam dzisiaj dobry
dzień, dobrze mi się biegło chociaż dziś to był świński truchcik. Ale za to
jaki wytrzymały! Konina była mocno zaskoczona że tak biegniemy i biegniemy i po
równym i po nierównym. Oczywiście skończyło się to lekkim skręceniem nogi, ale
było fantastycznie. Były skoki przez rowek z wodą, było przejście przez
drewnianą kładkę długą na 4 metry, szeroką na 70 cm. A do tego kładka była
około 70 cm nad ziemią.
Jestem wyluzowanym koniem i wisi mi wara |
Konina zapatrzona w dal |
Wracając okazało
się, że na torze krosowym jest pusto i tam spędziłyśmy dobre pół godziny. Przy
najbliższej okazji musze kogoś poprosić by nakręcił film bo to nie da się opisać.
Nora skakała przeróżne przeszkody. Bale drewna, kładki, pryzmy piachu, pieńki,
a do tego wąskie fronty – trzy opony ciągnika postawione na sztorc – szerokości
około 1 metra. Po pierwszych kilku skokach była z siebie dumna, memłała i
rosła. Potem sama się ustawiała by skoczyć. Biegłam obok i tylko wskazywałam
przeszkodę, a ona hyyyyyc i hyyyyyc!
Wracałyśmy
truchcikiem, ale na kilkanaście sekund przyśpieszałam tak że Nora galopowała
obok. Wróciłyśmy do stajni i jeszcze poszłyśmy na trawę. Potem musiałam
oczyścić jej nogę bo na białej pęcinie ma kilka strupków grudy. Usunęłam,
wymyłam manusanem, zapsikałam CTC. Nakarmiłam marchewkami, dałam kolację i
miałam iść ale zajrzałam do poidła, a tam syf, kiła i mogiła. Wściekłam się, bo
nikt nie zerknie co się w poidle dzieje. A tam na dnie jakieś błotko, muł
śmierdzący. Pól godziny czyściłam to poidło, ale w końcu było czyściutkie.
Czy to sarenka przedziera się przez krzaki by mnie zjeść? |
Na dniach znowu
pojadę do niej żeby pobiegać z nią w terenie. To świetna rozrywka i podobało mi
się jak współpracowała. Poćwiczymy też elementy ujeżdżeniowe na oklep i na
linie. Gdy już będę mogła jej założyć siodło to zabiorę Paulinkę i pojedziemy
na ten tor krosowy. Poskacze przeszkody z siodła. Oj dzisiaj to mi się będzie dobrze
spało!
Wiatr w grzywie, komary w zębach... |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz