poniedziałek, 30 września 2013

Monikowy trening numero uno!

Dzisiaj na Nornicę wsiadła Monika. Moja noga wczoraj się rozpadła. Żartuję. Zdarł się strup i się chciałam wykrwawić kolanem w trakcie jazdy. Ciemne bryczesy skutecznie zamaskowały wszelkie ślady wykrwawiania się, a przejęta koniem, jazdą i piękną pogodą nie zwróciłam uwagi na ból. Dzisiaj w związku z tym nie miałam w planie wsiadać. Dopuszczałam taką ewentualność gdyby Monika miała jakieś problemy.

Powiedziałam Monice, że Nora będzie ją sprawdzać i żeby się nie dała zastraszyć kobyle. I tak się stało. Póki był stęp to Nornica człapała, ale przy prośbie o kłus, Norka zaczęła swoje podrygi, pseudopobrykiwania. Monika usiadła głębiej w siodło i łyda i głosem musztruje Nornicę, aż w końcu machnęła batem i Norka ruszyła kłusem. Aj jaka była zła. Jak to możliwe, że ta niewielka istota na jej grzbiecie tego dokonała. Nora pewnie do tej pory nad tym duma.
Dziewczyny się zapoznają w pięknych okolicznościach przyrody

Rozprężenie Nornicy
Z początku Nora szła jakby chciała, a nie mogła, jednak Monice udało się ją rozbujać. Żeby koń się bardziej skoncentrował na Monice, zarządziłam pracę na przejściach. Monika bardzo sprawnie sobie radziła. Konina była coraz bardziej zdziwiona, próbowała Monikę wozić, schodzić ze ścian, ale Monika sprawnie sobie z tym radziła. Jak na osobę, która siedziała pierwszy raz na tym koniu (pierwszy raz to była jazda próbna, krótka i z marnymi efektami), poradziła sobie doskonale. Nora jeszcze raz próbowała się z Moniką. Znowu nie chciała zakłusować, ale determinacja dziewczyny spowodowała kapitulację koniny. Zakłusowała a każde kolejne zakłusowanie było coraz lepsze.

Dziewczyny kłusują
Aż miło było popatrzeć, jak dziewczyny się dogadują. Monika robiła dodania, zagalopowała sobie bez większych problemów. Koń szedł luźny, a gdy się spinał to Monika ją wzorowo dopychała łydką i koń spuszczał łepek i luzował spięty grzbiet.
Zdjęcie zrobione pod słońce, ale tu jest galop!

Jest sporo rzeczy do dopracowania, ale to na spokojnie ogarniemy. Grunt, że Nora ma drugiego jeźdźca, który spokojem i konsekwencją jest w stanie ogarnąć fochy kobyły.

Na koniec poczęstowaliśmy koninę marchewkami z upraw mojej Mamy i jabłuszkami przyniesionymi przez Monikę. Niech no tylko koninka tego nie doceni to ją zadręczymy chodami bocznymi! 
Zauważyliście dopasowani kolorystyczne jeźdźca i konia?
Luzowanie po treningu
Co ciekawe dzisiaj konina przyszła do nas gdy ją zawołałam. Wczoraj przyszła kawałek, ale szła znowu z rżeniem. A dziś pyszczydło zamknięte, ale za to przyszła na wyciągnięcie ręki. I jak tu nie kochac tegokonia?!

niedziela, 29 września 2013

Współdzierżawa i treningi ostatnich dni

Stało się! Nora ma nowego współdzierżawcę. Od jutra zaczyna na niej jeździć Monika. Monika, która ma urodziny tego samego dnia co ja! Wyobrażacie sobie?!

Z racji tego, że rana goi się wyjątkowo wolno w piątek i sobotę na Norę wsiadła Agnieszka. Agnieszka, która kiedyś współdzierżawiła Norę, ale później nasze drogi się rozeszły. Zaproponowała jednak w czwartek, że przyjedzie na piątkową jazdę. W piątek więc wsiadłam na koninę nim Agniecha przyszła. Koń sztywny na lewo, ale tak pięknie pracujący, że miło było na niej śmigać.Z początku leniwa, ale dwa szybkie baciory ją uzdrowiły. Pięknie kłusowała, a galopy lepsze niż przed wyjazdem. Byłam w totalnym szoku. Niosła się, dodawała na moje życzenie, skracała. Nie stanowiło problemu by zrobić woltę. Fantastycznie pracowała.

Po mnie wsiadła Agnieszka i koń dość ładnie pracował. Agnieszka w końcu zaczęła galopować jak człowiek, chociaż ma tendencje do prania. Pranie to takie ruchy rękoma jak przy ręcznym praniu. jak nie pierze, to z kolei bawi się w dżokeja. Próbuje popędzać konia wodzą, oddaje wodzę, a potem gwałtownie ją zbiera. Konina oczywiście w takiej sytuacji zagalopowuje by po chwili przejść do kłusa. Niestety to spowodowało, że koń się usztywniał i był problem z galopem.

Agnieszka postanowiła wsiąść ponownie w sobotę. Ja już nie wsiadłam. Koń z początku był chętny do pracy, jednak kolejne błędy Agnieszki poskutkowały znarowieniem się kobyły. Nornica się zawiesiła i nie chciała kłusować. Przychodziła do mnie, stawała obok i stała. Gdy Agnieszka próbowała ją zmusić do ruszenia, to Nora ją straszyła pobrykując, spinając się tudzież piafując. Musiałam wsiąść na Nornicę i jej przypomnieć o co w tej całej jeździe konnej chodzi. W ciągu 5 minut koń poruszał się pięknie we wszystkich chodach. Aga wsiadła jednak co chwilę przekładała wodze nad szyją, to znowu jechała na pół luźnej wodzy i podszarpywała konia za pysk. W efekcie Nora znowu się zawiesiła. Znowu wsiadłam, ale moja cierpliwość do Agi się skończyła. Poprosiłam ją tylko by zakłusowała na Norce i występowała ją. Niestety od poniewierania się w siodle Norę zaczął boleć grzbiet. Nałożyłam wcierkę.

Dzisiaj grzbiet bolał ją już dużo mniej. Razem z Moniką wyczyściłyśmy i osiodłałyśmy wiedźmę mazurską. Miałam problem żeby ją solidnie rozprężyć. Była nieco rozkojarzona. Siadłam w siodło najdelikatniej jak umiałam. W końcu koń się ogarnął i mimo dość ciężkiego podłoża zaczęła ładnie pracować. Galopy były pierwsza klasa, a dodanie na prawo było po prostu genialne. Na prawdę, byłam zadowolona z niej. Po jeździe znowu wcierka na grzbiet.
Aaa no i grzywę jej dziś obcięłam tak krótko jak jeszcze nigdy. Fajnie wygląda, jutro zrobię zdjęcia. I jutro wielki dzień Moniki, wsiada na Nornicę. Dziewczyny będą się zapoznawać i razem szaleć.


piątek, 27 września 2013

Wypad nad morze - Bobolin welcome to!

Urlopowałam się przez ostatnie 1,5 tygodnia. Oto jednak wróciłam i będę na bieżąco referować co się u nas dzieje. Póki co nie za bardzo mogę wsiąść na Norę bo mam sporą ranę po wewnętrznej stronie kolana. Nie ma to jak wsiąść w niewygodne, źle wyjeżdżone siodło i się zmasakrować. Potem dorobiłam sobie kilka ran powierzchownych pod kolanem odrywając plaster. Kto by pomyślał, że może tak mocno trzymać, że odezwę go razem z dość grubą warstwą naskórka.

Pomysł wyjazdów zrodził się w kwietniu w trakcie wiosennego rajdowania, które organizuję co roku. Dziewczęta-rajdowniczki marzyły o galopach po plaży i wtedy im pokazałam im ten film:


Wtedy Robert, mąż jednej z koleżanek stwierdził, że to fajne, ale galopy powinny być w zwolnionym tempie. Mówisz i masz:


Dziewczynom oczy się zaświeciły. Robertowi szczęka opadła. I wtedy już było przesądzone. Powiedziałam towarzystwu, że mogę im zorganizować taki wyjazd we wrześniu. Dziewczyny zatupały z radości, Robert usiadł głębiej na kanapie i z lekka zwątpił. Dla niego wyjazd Ani nad morze, na konie, wiązał się z kilkoma godzinami dziennie sam na sam z ich synkiem, który ma niespożyte pokłady energii.

Udało mi się, w Bobolinie załatwić domek w dobrej cenie oraz dograć kwestie karnetów. I tak to 19 września nad morze ściągnęła silna ekipa pod wezwaniem. 4 dziewczyny jeżdżące konno rzadziej lub częściej oraz dwie i pół osoby nie mające zbyt wiele wspólnego z końmi.

W dniu przyjazdu był tylko relaks i picie wina, natomiast od piątku wzięliśmy się ostro za jazdę. O 11 zameldowaliśmy się w stajni by wybrać się na 1,5 godziny na galopy po plaży. Jadąc do Bobolina przyświecało mi założenie, by jeździć za każdym razem na innym koniu. W piątek dostałam do jazdy Nunę. Karą, niewielka o niezwykle żeńską folblutkę. Znałam ją przed 4 lat gdy to zaliczyłam na niej pierwsze galopy po plaży. Klaczka te kilka lat temu była koniem nieprzyjemnym w obsłudze z ziemi, ale teraz się to zmieniło. A w terenie to rakieta. Ma niezwykłą równowagę i serce do galopu. Ładnie się też opiera na wędzidle, nie rzuca łbem co niestety jest domeną koni w Bobolinie. Jednak czego się spodziewać w sytuacji gdy w sezonie, co chwila jeździ na tym koniu ktoś inny.

Nuna pięknie mnie wiozła, ale jej siodło to istna porażka. Wysiedziane na tylnym łęku przez co łydka ucieka do przodu. Ilekroć ją przesuwałam do tyłu, to traciłam równowagę w siodle. W efekcie po kilkunastu minutach czułam, że coś złego się dzieje z moją skórą na wysokości kolana. Po powrocie zobaczyłam wielką, sączącą się ranę. Nigdy w życiu nie miałam otarcia, którego bym się nabawiła na koniu. jak widać, kiedyś musi być ten pierwszy raz.

Po tym w terenie też wiedziałam, że trzeba zakładać okulary sportowe bo piasek trzaskał spod kopyt konia jadącego przede mną. Mimo wszystko za każdym razem wracając z terenu piasek miałam nawet w staniku, mimo iż byłam pozapinana pod szyję.

Pogoda była przez pierwsze 3 dni fantastyczna. Słoneczko, wręcz lampa. Temperatury rzędu 18 stopni, ale w słońcu można było w krótkim rękawku siedzieć. Wieczorami na plaży jednak było już chłodno i trzeba było się ubrać cieplej, osłaniać przed wiatrem.

Chwilowo tyle, wkrótce dalszy ciąg relacji z Bobolina.










środa, 18 września 2013

Relacja z Mazur

Od pewnego czasu oddaję się doglądaniu biznesów w urokliwym, mazurskim zakątku Polski. Pod opieką mam tu dwa koniki, pełną siostrę i mamusię mojej Nornicy. Ścielę, karmię, wypuszczam na pastwisko, a potem zapraszam do stajni.

Oprócz tego prowadzę naukę jazdy konnej na Wiedźmach. Od wyprowadzania z boksu, poprze czyszczenie, po jazdę i wykłady na temat zachowań i podstaw pracy z koniem.Zabawa jest przednia, bo musimy się tak szkolić by nie dać się zmoczyć deszczom i zwykle nam się to udaje. Wyjątkiem był wczorajszy dzień, gdy po osiodłaniu koni musieliśmy się ewakuować do stajni bo lunęło. I lało do wieczora niemal bez przerwy.

Za chwilkę kolejne zajęcia. Dzisiaj nauka kłusa anglezowanego więc będzie ciężko, ale Fabia którą dziś będzie koniem szkoleniowym bardzo dzielnie się sprawuje i mam nadzieję, że dziś będzie trzymać poziom.

Nora została sobie sama, ale jak wrócę to znowu biorę ją w obroty. Od października będzie też miała współdzierżawcę i dużo regularnych jazd. I dobrze jej tak!

Fabia i Minka miziają się po grzbietach

Trawing

Fabia zerka w obiektyw

Mamusia z córką, a w tle domostwo

Chrup chrup mniam mniam

piątek, 13 września 2013

Trening z 05.09.2013

Dopiero dziś znalazłam chwile by napisać co się działo w czwartek, a działo się dużo. Zaczęłam trening dość późno, bo dopiero około 19:30. Ujeżdżalnia była do naszej dyspozycji, po chwili dołączyła do nas Paulinka na Cytrusie. Rozmawiamy jadąc równolegle, po czym Paulina mówi, że nigdy jej nie dogonię w stępie. Cmoknęłam na Norę a ta wydłużyła wykrok. Za chwilę wyrównała do Cytrusa, a potem zaczęła go wyprzedzać. Uśmiechnęłam się do Pauliny, a ta zerknęła na nogi Norki i mówi: "ona przekracza o trzy kopyta!" Uśmiechnęłam się szatańsko i stwierdziłam: "no to teraz jej dodam łydkę i patrz!". Kobyła zaczęła maszerować jeszcze żwawiej i przekraczała po dobre 4 kopyta. Paulinę zatkało.

Nora była tego dnia chętna do pracy. Szła aktywnie i bardzo szybko reagowała na sygnały. Musiałam jej bardzo pilnować bo w tym pędzie do przodu chciała ścinać wolty i zakręty. Szła jednak cały czas dobrze zrównoważona, nie traciła rytmu. Do tego, bez problemu dawała się skracać i wydłużała wykrok na komendę. Pokręciłyśmy się, pogalopowałyśmy. Tu robi ogromne postępy. Już coraz rzadziej wychodzi nad wędzidło. Coraz mniej jest sytuacji, że mi się za wedzidło chowa. Zaczyna się stabilnie opierać i wydłużać szyję w poszukiwaniu wędziła. Dzięki temu zagalopowania są coraz przyjemniejsze.

Na koniec jazdy zaczęłyśmy kombinować. Zrobiłyśmy kilka elementów, tak jak pokazała nam Paulinka. Konina się nabuzowała nowym. Później jechałam ją kłusem ćwiczebnym i pilnując łydkami wstrzymywałam półparadą. Konica zaczęła robić całkiem fajne piaffy! Wtedy jeszcze nie wiedziałam jakie będą tego efekty :D

wtorek, 3 września 2013

Trening z dn. 03.09.2013

Jestem nieżywa, za to konina wchodzi w rytm regularnych treningów. Ledwo się dziś spociła. Fakt, że było chłodno i wiało nieco, ale mimo wszystko. robi się z niej znowu maszyna. Szyja coraz bardziej umięśniona, zad tak samo.

Nastawienie do treningu miała dzisiaj analne - wszystko w d... Musiałam ją przywołać do porządku w boksie, bo się jej zapomniało jaka to jest właściwa postawa gdy wchodzę do boksu. Machnęłam uwiązem po zadzie którego nie raczyła schować i od razu się odwróciła do mnie łbem. Opuściła łepetynę i spojrzała na mnie wzdychają. O to znowu ty, zdawały się mówić jej oczy.

Szybkie czyszczenie bo wczoraj ją deszcze wysmagały i tylko odrobine brudu na niej było. Siodło na grzbiet i heja ku ujeżdżalni. Podłoże mimo wczorajszych ulew było idealne. Elastyczne, niepylące. Konina była z początku leniwa, dwa szybkie baciory ją obudziły. Zawiesiła się znowu na lewej wodzy, chociaż odpuszcza dużo szybciej niż to miało miejsce miesiąc temu. Dużo lepiej też odchodziła od lewej łydki.

Zarządziłam stęp na luźnej wodzy. Szła swobodnie, dodając w odpowiedzi na łydkę. Szukała oparcia na wędzidle. I ta tendencja nam towarzyszyła przez resztę jazdy co niezwykle cieszy. Potem pozbierałam wodze do lekkiego zebrania i zaczęłam szkolenie na łydkę. Sobotnia jazda na Bajkale pokazała mi, jak koń może reagować na tą pomoc. Konina elegancko zaczęła reagować. W kłusie robiłyśmy wolty, ósemki, serpentyny. Zależało mi, aby szła równo oparta na wędzidle, żwawo i aktywnie. Z tym ostatnim był problem z początku bo słabo się pchała zadem, jednak kilka zatrzymań i mocniejsze półparady wsparte mocniejszą łydką poskutkowały. Tak bardzo odciążyła przód, że na każde przyłożenie łydek niemal unosiła się przodem i próbowała zagalopować. Na ujeżdżalni co chwila rozlegało się moje "nie!" w odpowiedzi na jej zagalopowania. Zasuwała mieląc nogami aż miło.

Trzeba jej pilnować na woltach i serpentynach bo ma tendencje to zwalniania i rozwlekania się. To wynik mojego poważnego błędu, skręcam tułów w zakręcie i przez to oddaję zewnętrzną wodzę. Z tego samego powodu prowokuję ją do wypadania łopatką. To z kolei w zakrętem w stronę stajni powoduje masakrę! Stajnia Norkę przyciąga niesamowitym magnetyzmem. Chyba większym niż przyciąganie ziemskie :)

Dla urozmaicenia treningu skoczyłyśmy sobie stacjonatkę 50 i podkłady. Jak się konina rozbujała to skakała jak dzika. Nie przykładałam specjalnie uwagi by ją prowadzić równo do przeszkody, to miała być dla niej zabawa. Zależało mi tylko by nie zadarła głowy. Ma pracować grzbietem. Pozwoliłam jej podnieść głowę na tyle by obejrzeć przeszkodę, ale żadnego heja skaczemy na jedynkę.

Jak miałam konia rozbijanego poćwiczyłam łopatki, trawersy, renwersy i przeszłam do ciągów w kłusie. Po długiej przerwie pora znowu szlifować ten element. Całkiem nieźle nam to szło. Musze pilnować by nie spóźniała zadem. Poza tym coraz lepiej idzie jej wykraczanie przednią nogą. Do swobody w szyi jeszcze długa droga, ale i do tego dojdziemy, sądzę że za około 2 tygodnie w tym tempie treningowym.

I najważniejszy element dzisiaj. Przejścia kłus-galop-kłus. Najpierw był to istny horror. Zaczęłam na prawo bo to lepsza strona Nory. Pędziła, wyrywała się z łbem nad wędzidło. Brykała, oddawała od bata. Później jednak się uspokoiła i przejścia na prawo wyszły miodne. Trzeba tylko pilnować stabilnej ręki i dodać łydki mocniej przy półparadzie do przejścia.

Na lewo tak różowo nie było, bo była nakręcona i zagalopowania robiła nerwowe, na losowo wybraną nogę. W końcu na nią huknęłam i przypomniało się pannicy o co chodzi i na która nogę się galopuje. Niesamowite jak wystarczy konia obsabaczyć i jak szybko się odświeża pamięć. Kilka ostatnich zagalopowań na lewo było miodne.

Na konie rollbacki, zatrzymania i skok przez stacjonatę wys. 70 cm ze wskazówką. Poszła jak burza, ale wciągnęła mnie w przeszkodę. Nie utrzymałam jej i skok był w marnym stylu. Grunt, że nie było chwili zawahania. Potem stawianie kopyt na wskazanych przedmiotach - wzorowo. Na koniec kładzenie. Poprosiłam o położenie się. Najpierw przyklękła i podniosła się natychmiast. Poprosiłam o porządne klękanie i pochwaliłam po wykonaniu zadania. Pół minuty stępa i prośba o położenie się. Zaczęła się kręcić i udawać, że nie wie o co mi chodzi. Jeden szybki macior i do ostrego kłusa kobyłę pogoniłam. Po kilkunastu krokach zatrzymałam i ponownie poprosiłam o położenie się. Położyła się jak należy. Potem kazałam wstać i zeskoczyłam z niej. Stępowałam ją w ręku i tu zonk. Kobyła zapomniała, że nie wpada się na mnie. Musiałam jej i to przypomnieć.

Trening na plus. Uchetałam się ale jestem z niej zadowolona. Mimo fochów z okazji grzania się, była dynamiczna i wykonywała zadania. Aż chce się znowu jechać i kontynuować robotę. Przejścia na tapecie i ciągi.