wtorek, 3 września 2013

Trening z dn. 03.09.2013

Jestem nieżywa, za to konina wchodzi w rytm regularnych treningów. Ledwo się dziś spociła. Fakt, że było chłodno i wiało nieco, ale mimo wszystko. robi się z niej znowu maszyna. Szyja coraz bardziej umięśniona, zad tak samo.

Nastawienie do treningu miała dzisiaj analne - wszystko w d... Musiałam ją przywołać do porządku w boksie, bo się jej zapomniało jaka to jest właściwa postawa gdy wchodzę do boksu. Machnęłam uwiązem po zadzie którego nie raczyła schować i od razu się odwróciła do mnie łbem. Opuściła łepetynę i spojrzała na mnie wzdychają. O to znowu ty, zdawały się mówić jej oczy.

Szybkie czyszczenie bo wczoraj ją deszcze wysmagały i tylko odrobine brudu na niej było. Siodło na grzbiet i heja ku ujeżdżalni. Podłoże mimo wczorajszych ulew było idealne. Elastyczne, niepylące. Konina była z początku leniwa, dwa szybkie baciory ją obudziły. Zawiesiła się znowu na lewej wodzy, chociaż odpuszcza dużo szybciej niż to miało miejsce miesiąc temu. Dużo lepiej też odchodziła od lewej łydki.

Zarządziłam stęp na luźnej wodzy. Szła swobodnie, dodając w odpowiedzi na łydkę. Szukała oparcia na wędzidle. I ta tendencja nam towarzyszyła przez resztę jazdy co niezwykle cieszy. Potem pozbierałam wodze do lekkiego zebrania i zaczęłam szkolenie na łydkę. Sobotnia jazda na Bajkale pokazała mi, jak koń może reagować na tą pomoc. Konina elegancko zaczęła reagować. W kłusie robiłyśmy wolty, ósemki, serpentyny. Zależało mi, aby szła równo oparta na wędzidle, żwawo i aktywnie. Z tym ostatnim był problem z początku bo słabo się pchała zadem, jednak kilka zatrzymań i mocniejsze półparady wsparte mocniejszą łydką poskutkowały. Tak bardzo odciążyła przód, że na każde przyłożenie łydek niemal unosiła się przodem i próbowała zagalopować. Na ujeżdżalni co chwila rozlegało się moje "nie!" w odpowiedzi na jej zagalopowania. Zasuwała mieląc nogami aż miło.

Trzeba jej pilnować na woltach i serpentynach bo ma tendencje to zwalniania i rozwlekania się. To wynik mojego poważnego błędu, skręcam tułów w zakręcie i przez to oddaję zewnętrzną wodzę. Z tego samego powodu prowokuję ją do wypadania łopatką. To z kolei w zakrętem w stronę stajni powoduje masakrę! Stajnia Norkę przyciąga niesamowitym magnetyzmem. Chyba większym niż przyciąganie ziemskie :)

Dla urozmaicenia treningu skoczyłyśmy sobie stacjonatkę 50 i podkłady. Jak się konina rozbujała to skakała jak dzika. Nie przykładałam specjalnie uwagi by ją prowadzić równo do przeszkody, to miała być dla niej zabawa. Zależało mi tylko by nie zadarła głowy. Ma pracować grzbietem. Pozwoliłam jej podnieść głowę na tyle by obejrzeć przeszkodę, ale żadnego heja skaczemy na jedynkę.

Jak miałam konia rozbijanego poćwiczyłam łopatki, trawersy, renwersy i przeszłam do ciągów w kłusie. Po długiej przerwie pora znowu szlifować ten element. Całkiem nieźle nam to szło. Musze pilnować by nie spóźniała zadem. Poza tym coraz lepiej idzie jej wykraczanie przednią nogą. Do swobody w szyi jeszcze długa droga, ale i do tego dojdziemy, sądzę że za około 2 tygodnie w tym tempie treningowym.

I najważniejszy element dzisiaj. Przejścia kłus-galop-kłus. Najpierw był to istny horror. Zaczęłam na prawo bo to lepsza strona Nory. Pędziła, wyrywała się z łbem nad wędzidło. Brykała, oddawała od bata. Później jednak się uspokoiła i przejścia na prawo wyszły miodne. Trzeba tylko pilnować stabilnej ręki i dodać łydki mocniej przy półparadzie do przejścia.

Na lewo tak różowo nie było, bo była nakręcona i zagalopowania robiła nerwowe, na losowo wybraną nogę. W końcu na nią huknęłam i przypomniało się pannicy o co chodzi i na która nogę się galopuje. Niesamowite jak wystarczy konia obsabaczyć i jak szybko się odświeża pamięć. Kilka ostatnich zagalopowań na lewo było miodne.

Na konie rollbacki, zatrzymania i skok przez stacjonatę wys. 70 cm ze wskazówką. Poszła jak burza, ale wciągnęła mnie w przeszkodę. Nie utrzymałam jej i skok był w marnym stylu. Grunt, że nie było chwili zawahania. Potem stawianie kopyt na wskazanych przedmiotach - wzorowo. Na koniec kładzenie. Poprosiłam o położenie się. Najpierw przyklękła i podniosła się natychmiast. Poprosiłam o porządne klękanie i pochwaliłam po wykonaniu zadania. Pół minuty stępa i prośba o położenie się. Zaczęła się kręcić i udawać, że nie wie o co mi chodzi. Jeden szybki macior i do ostrego kłusa kobyłę pogoniłam. Po kilkunastu krokach zatrzymałam i ponownie poprosiłam o położenie się. Położyła się jak należy. Potem kazałam wstać i zeskoczyłam z niej. Stępowałam ją w ręku i tu zonk. Kobyła zapomniała, że nie wpada się na mnie. Musiałam jej i to przypomnieć.

Trening na plus. Uchetałam się ale jestem z niej zadowolona. Mimo fochów z okazji grzania się, była dynamiczna i wykonywała zadania. Aż chce się znowu jechać i kontynuować robotę. Przejścia na tapecie i ciągi.

1 komentarz: