piątek, 16 sierpnia 2013

Kłusowanie i truchtanie - trening z dn. 16-08-2013



Jeden z najwspanialszych dni z moim koniem!

Kilka dni temu konina została ugryziona przez innego konia kilkanaście centymetrów za kłębem. Żadnego siodła, żadnego pasa do lonżowania więc jak tu trenować. Oczywiście, nie stanowi to dla nas problemu. Jednego dnia wzięłam ją na spacer na trawę, poprzesuwałam ją, położyłam. Wymiziałam.

Kolejnego dnia popracowałam z nią na linie. A dzisiaj postanowiłam zaszaleć i połączyć przyjemne z pożytecznym. Miałam w planie wieczorem bieganie, ale czemu by nie zaszaleć i pobiegać z koniem. Jak przyjechałam to stała już w boksie. W miarę czysta, więc dopucowałam ją, założyłam kantar sznurkowy, linę i wzięłam bacik. I poszliśmy tak jak zwykle maszerujemy w teren. Konina szła grzecznie ale była nieco zaskoczona. W takiej konfiguracji to tej trasy nie pokonywała. Miała tendencje do ciągnięcia się za mną. Pilnowałam więc by szła równo ze mną, nos w nos. Czasem musiałam ją puknąć bacikiem gdy nie reagowała na komendę głosową. Potem wystarczyło unieść bacik nad zad. Szłam dość szybko, tak że konina musiała mocno wyciągać nogi by nadążyć. Momentami podkłusowywała. Potem zwalniałam ledwo idąc do przodu, a ona się pilnowała by nie wyjść przede mnie. Śmiać mi się do tej pory chce jak przypomnę sobie wyraz  jej pyska. Była taka skupiona i skoncentrowana. W lesie zaczęłam biec. Ale się zawijała kłusikiem. Momentami biegła z tyłu gdy było wąsko na nas dwie, a tak to zasuwała obok. Bardzo uważnie pilnowała tempa i tego by na mnie nie wpaść.
Taka jestem czujna i uważna
Miałam dzisiaj dobry dzień, dobrze mi się biegło chociaż dziś to był świński truchcik. Ale za to jaki wytrzymały! Konina była mocno zaskoczona że tak biegniemy i biegniemy i po równym i po nierównym. Oczywiście skończyło się to lekkim skręceniem nogi, ale było fantastycznie. Były skoki przez rowek z wodą, było przejście przez drewnianą kładkę długą na 4 metry, szeroką na 70 cm. A do tego kładka była około 70 cm nad ziemią.
 

Jestem wyluzowanym koniem i wisi mi wara
Na łąkach koninę położyłam i po raz pierwszy widziałam, żeby koń jadł trawę leżąc na boku. Ale cóż… okazuje się, że nawet to jest możliwe. Potem wsiadłam na nią i podniosła się. Nie chciała się położyć gdy wydawałam komendę z grzbietu. Przyklękała i tyle. Nie wymagałam jednak więcej. Komary, nowe miejsce, ruch samochodów kilkadziesiąt metrów dalej, a do tego krowy! Ale była dzielna.
Konina zapatrzona w dal


Wracając okazało się, że na torze krosowym jest pusto i tam spędziłyśmy dobre pół godziny. Przy najbliższej okazji musze kogoś poprosić by nakręcił film bo to nie da się opisać. Nora skakała przeróżne przeszkody. Bale drewna, kładki, pryzmy piachu, pieńki, a do tego wąskie fronty – trzy opony ciągnika postawione na sztorc – szerokości około 1 metra. Po pierwszych kilku skokach była z siebie dumna, memłała i rosła. Potem sama się ustawiała by skoczyć. Biegłam obok i tylko wskazywałam przeszkodę, a ona hyyyyyc i hyyyyyc!

Wracałyśmy truchcikiem, ale na kilkanaście sekund przyśpieszałam tak że Nora galopowała obok. Wróciłyśmy do stajni i jeszcze poszłyśmy na trawę. Potem musiałam oczyścić jej nogę bo na białej pęcinie ma kilka strupków grudy. Usunęłam, wymyłam manusanem, zapsikałam CTC. Nakarmiłam marchewkami, dałam kolację i miałam iść ale zajrzałam do poidła, a tam syf, kiła i mogiła. Wściekłam się, bo nikt nie zerknie co się w poidle dzieje. A tam na dnie jakieś błotko, muł śmierdzący. Pól godziny czyściłam to poidło, ale w końcu było czyściutkie. 

Czy to sarenka przedziera się przez krzaki by mnie zjeść?
Na dniach znowu pojadę do niej żeby pobiegać z nią w terenie. To świetna rozrywka i podobało mi się jak współpracowała. Poćwiczymy też elementy ujeżdżeniowe na oklep i na linie. Gdy już będę mogła jej założyć siodło to zabiorę Paulinkę i pojedziemy na ten tor krosowy. Poskacze przeszkody z siodła. Oj dzisiaj to mi się będzie dobrze spało!


Wiatr w grzywie, komary w zębach...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz