niedziela, 25 sierpnia 2013

Luźniutko i w dół - 2013-08-24

Pojechałam do konia wczesnym popołudniem. Zawołałam i podeszła do bramki. Zabrałam niemiłosiernie brudnego konia z padoku. Niestety koniki rozpruły ogrodzenie z pastucha na pastwiskach i stoją na niedużych padokach.

Koninie bardzo chciało się pić i oczywiście pierwsze co zrobiła po wyjściu ze spacerniaka to rzuciła się na trawę. Przekonałam ją jednak do roboty. Była nieco leniwa, człapała sobie, ale za to luźniutka. Oj jak przyjemnie się z nią pracowała. Szybciutko zaczęła odpowiadać na sygnały. Ładne łopatki zrobiłyśmy w kłusie. Nie myszkowała, nie meandrowała tylko szła po śladzie jak trzeba.

Chrup chrup trawka potreningowo

Pokutuje wciąż moja słabsza lewa noga. Muszę sobie pomagać przyłożeniem bacika. Pilnowałam też by siedzieć głęboko w siodle i całkiem nieźle mi to wychodzi, chociaż z początku zakwasy i ból pleców, skutecznie to wszystko utrudniały. Później jak się rozruszałam to już było z górki.

Ewidentnie mój spokój przełożył się na pracę konia. Byłam opanowana, spokojna. Po wszystkim co się ostatnio dzieje nie miałam siły by się unosić. Może dlatego tez, koń był taki leniwy.

Popracowałyśmy na woltach mniejszych i większych. Elegancko szła w ustawieniu do wewnątrz i zewnątrz. Łopatki, trawersy, renwersy na 4+. Dużo chwaliłam i dałam jej dużo swobody po dobrze wykonanym zadaniu.


Pyszna trawka

Niezłe galopy się robią. Coś się konina usztywnia mi na lewo i oczywiście zagalopowania wychodzą wtedy tragiczne, ale dziś dwa czy trzy były na prawdę niezłe. Robiłam koła w galopie, wyjazd na ścianę i dodanie, potem przejście w półsiad i skok przez podkłady kolejowe (wysokie na ok. 50 cm, szerokie na około 40 cm), zmiana nogi, kilku foule galopu i przejście do kłusa. Skoki świetne, zrównoważone, troszkę się napalała, ale bardzo łatwo ją było przytrzymac i doprowadzić do przeszkody. Mogę szczerze powiedzieć, że się wyrabiamy.

Potem poświrowałyśmy rollbacki. Coś najpierw mi się zwiesiła, ale jeden szybki jej przypomniał o co chodzi. wspięcia niestety marnie. Nie przejmowałam się tym jednak bo próbowała. Nie wściekała się, tylko dziś to po prostu słabo szło. Zagalopowania ze stój i ze stępa na "hop" - genialne. Trochę gorzej za zatrzymaniem było, ale cóż. Nie może być idealnie.

Na moje wołanie spojrzała z taką oto miną tudzież wyrazem pyska "Czego chcesz kobieto?!"

Coś nie miała ochoty położyć się z siodła. Zdjęłam więc siodło i położyłam ją z ziemi. Usiadłam na niej i poprosiłam by wstała. I wstała a potem położenie jej poszło już raz dwa. Zlazłam z niej, wygłaskałam, a ona leży i leży. Zrelaksowana. Usiadłam na jej łopatce i tak żałowałam, że nie ma nikogo z aparatem, bo gdyby mi zrobił zdjęcie wtedy, to bym je podpisała "siedzę na koniu". W sposób alternatywny :)

Koninę później spłukałam wodą. Nie była najpierw zadowolona, ale potem stała spokojnie. Wyszorowałam jej brzuszek, szyję. Przeprałam grzywę i ogon. A potem taką mokrą zabrałam na trawę. Wygrodziłam kawałek placyku przy ujeżdżalni i puściłam ją luzem, a sama prażyłam się w słońcu. Udało mi się tez przykleić plecami do jedynej plamy z zywicy na tejże ławce. Popijałam wodę, koń chrupał trawę, słonce świeciło. Było tak ładnie, że nawet mi się poprawiło samopoczucie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz