niedziela, 4 sierpnia 2013

Trening z dnia 2013-08-04 niedziela

Długo myślałam jak to zrobić, żeby napisać to bywało na treningach kiedyś, a jak obecnie. Nie ma jednak co myśleć dłużej tylko trzeba pisać.

Dziś pojechałam do koniny by się oderwać od pracy. Miałam piekielną wenę ale w pewnym momencie już taką gonitwę myśli, że zaczęłam gonić własny ogon, którego nie mam. Wyjazd do stajni okazał się świetnym pomysłem, bardzo uspokoił moje rozedrgane wnętrze.

Koninka stała już zaparkowana w boksie, dałam jej kilka marchewek. Wyprowadzając ją z boksu  rzuciło mi się w oczy, to dość długa rana na udzie, około 20 cm poniżej kości biodrowej. Rana jakby zadrasnęła się o jakąś gałąź. Widać że dość świeża bo nie była zabrudzona, a krew ledwo co przyschła. Umyłam więc ranę Manusanem, a następnie popsikałam CTC. Skóra wokół była dość mocno napuchnięta, ale Nornica nie wykazywała większej reakcji bólowej. Albo jest tak twarda jak ja, albo to powierzchowne zadraśnięcie. Stwierdziłam, że zaryzykuję jazdę. Jeśli będzie jakoś wyjątkowo brykać czy wykazywać niechęć do ruchu to znaczy, że boli i wtedy odpuszczę.

Osiodłałam Zarazę, stała bez kantara z uwiązem na szyi i ziewała straszliwie. Relaks na całego. Jest strasznie pogryziona przez gzy i inne końskie muchy. Także drapanie szczotką z pewnością było dla niej przyjemne.

Poczłapałyśmy na ujeżdżalnię. Pustą! Nikogo nie było w stajni, nikogo na placu. Tak lubimy. Był ustawiony podwójny szereg na skok-wyskok i jakaś stacjonatka wysokości około 70-80 cm. Jednak zabrałam się za zwyczajną robotę w rozluźnieniu. Koninka od razu spuściła łepek, wyciągnęła szyję i zaczęła maszerować z tańczącym grzbietem. Wydłużyłam nieco strzemiona, bo nie wiem jak to się stało,że miałam strzemiona jak do konkursu klasy P co najmniej.

trochę kłusa i serpentyn, ósemek i wolt w kłusie. Była fan-tas-tycz-na! Tak ładnie się wyginała, musiałam jej tylko pilnować by głęboko wkraczała wewnętrzna noga bo miała tendencje do rozwlekania się. a gdy przypilnowałam by się nie rozciągała to z kolei próbowała zwalniać. Pokazałam jej, że to nie tędy droga i ogarnęła się momentalnie. Oczywiście musiała wyrazić swoje niezadowolenie parsknięciem.

Potem zagalopowania. To prawdziwa tragedia. Co jej się porobiło, że tak się usztywnia?! Albo to gorąco, albo podjaranie samymi galopami. Są dni, że luźno zagalopuje, a są takie jak dziś, że zagryzie się na wędzidle i trzeba pchać i pchać i pchać i półparadować, żeby raczyła odpuścić. W końcu oczywiście odpuszcza, ale co się trzeba nad tym napracować. W końcu miała kilka dobrych momentów i na prawo robiła świetne dodania bez wyciągnięcia czy wręcz uwalenia się na wodzy. Na lewo coraz lepiej się równoważy. Nie pędzi tak jak jeszcze kilka tygodni temu. Natomiast za bardzo schodzi z głową, muszę ją bardzo pilnować żeby się nie przeganaszowała bo ma ku temu tendencje. Wyciągam ją wtedy w górę delikatnie, żeby nie spowodować usztywnienia. Każde usztywnienie w galopie kończy się utratą rytmu, przejściem do kłusa.

Jak się rozgalopowała skoczyłyśmy sobie szereg na skok-wyskok z prawego najazdu bo tak akurat leżała wskazówka. potem najechałam z prawego najazdu na stacjonatę. Poszła jak burza i był świetny baskil. Świetny jak na nią. Natomiast widzę, że to wynik dobrego najazdu i mojego spokoju wewnętrznego. Gdy tylko zaczynam lekko panikować to zawsze coś się spartoli, tak jak skok z lewego najazdu gdy koninka najechała trochę po skosie, a ja nie wiem zupełnie dlaczego, straciłam pewność co do skoku. Nornica wtedy chciała wyłamać,ale była zbyt blisko przeszkody, w efekcie skoczyła blisko stojaka z potężnym wybiciem. W efekcie przewróciłam stojak. By koninie nie utrwalać złych nawyków musiałyśmy coś skoczyć i pojechałyśmy na przeszkodę z podkładów kolejowych. Poszła jak burza, baskilując jakby skalała 160 cm, bo przecież musiała sobie dokładnie te podkłady obejrzeć. Na bank wyglądają w skoku inaczej niż wtedy gdy mija je tysiąc razy tygodniowo.

Rozbujaną kobyłkę rozkłusowałam by spuściła parę, zrobiłam żucie z ręki w kłusie i pojeździłam chwilkę galop na wolcie, zacieśniając ją. Chodzi mi o to, by mocniej musiała podstawiać zad. Nie chce po dobroci to tak ją do tego zmobilizuję. wyjeżdżałam woltę o średnicy około 5-6 metrów a potem na ścianę i dodanie. Przy krótkiej ścianie znowu skrócenie i zaczynałam od koła, przez woltę około 10m, i zacieśniałam do tych 5-6 metrów. Potem chwila luzu w nagrodę i roll-backi. Coś nie miała dziś ochoty cofać, a jak cofała to jakby węża tropiła. Horror. Zwroty na prawo szły super, ale na lewo to robiła dziś jakby chciała, a nie mogła. W końcu zrobiła jeden dobry na lewo i jej odpuściłam. Za to zatrzymania z galopu - miodzio!

Na koniec ją rozsiodłałam i zrobiłam to co widać na filmie poniżej. Enjoy :)



Podsumowanie dzisiejszego treningu:
Czas: 45 min
Ocena: 4/5
Pogoda:dramatyczna duchota, ponad 30 st. C


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz